Strona główna / Aktualności / Życie z pasją – pasja tworzenia

Życie z pasją – pasja tworzenia

Najtrudniejszą ze sztuk jest sztuka życia. Pani Ania Ignatów opanowała ją w sposób piękny i szczególny, łącząc życie ze sztuką. Dzięki pasji tworzenia, dzięki stałej potrzebie odkrywania nowych sposobów wyrażania swej artystycznej duszy daje radość innym, koi cierpienie i czyni ten świat znośniejszym.

Gazeta Lubońska – Obecnie jest Pani mieszkanką Lubonia. Jakie są Pani związki z naszym miastem?

Ania Ignatów – Jestem rodowitą poznanianką. Mąż „przywiózł” mnie tutaj kilkanaście lat temu wprost z centrum Poznania i jest mi tutaj bardzo, bardzo dobrze. Mąż – Radek od dziecka mieszka w Luboniu.

GL – Tworzą Państwo artystyczną rodzinę. Jakie są zainteresowania męża?

A.I. – Od dziecka tworzył gry planszowe – do tak zwanej szuflady. Ma na swoim koncie między innymi pudełkowe wydania gier „Eter” czy „Sherlock Holmes: Kryminalna Układanka”, ale jednak najwięcej satysfakcji i radości sprawia mu tworzenie i wydawanie gier typu „print&play”, gdzie wystarczy tylko drukarka, coś do pisania/zmazywania, kostki i wszystko jest gotowe do grania!  Do tej pory jedne z największych sukcesów na skalę światową przyniosły mu „Roll&Meow: The Cat Burglars”,  „Space Alone”, „Island Alone”, „Knight”.

GL –  Jak układają się relacje dwojga tak twórczych osób?

A.I. – Mąż jest dla mnie największym motywatorem do dalszego samokształcenia i samorealizacji. To cudowne uczucie, mieć możliwość obserwowania jego determinacji, cierpliwości, podnoszenia się niejednokrotnie z porażek i ogromnej pasji, która jednocześnie przekuwa się w pracę zawodową.

GL –  Czy córki Państwa kontynuują artystyczne pasje rodziców?

A.I. – To kolejne dusze artystyczne rodziny Ignatów!

Anastazja spełnia się teatralnie, aktorsko i przede wszystkim jej ogromną pasją jest reżyserowanie filmów! Lena natomiast kocha wszelkie prace manualne i plastyczne. Ciągle coś tworzy, rysuje, maluje, lepi, wycina, koloruje, ugniata, przykleja!

Cała kreatywna magia dzieje się w zakątkach naszej domowej pracowni, w której często wspólnie spędzamy czas, chociaż każdy zajmuje się czymś innym w danym momencie – każdy znajduje przestrzeń dla siebie.

W tym całym artystycznym świecie towarzyszą nam dwa adoptowane kociambry – Kitek i Piorun.

GL – W jaki sposób odkrywała Pani swoje artystyczne zainteresowania?

A.I. – Gdy sięgnę pamięcią, to moja pasja artystyczna była ze mną absolutnie od czasów dzieciństwa. A z racji dużej „przerzutności” artystycznej uwielbiam bawić się różnymi mediami, poznawać różne rodzaje sztuk manualnych oraz je próbować. Do odważnych świat należy!

GL –  Jak to się stało, że sztuka zagościła w Pani życiu, mimo że kierunek wykształcenia i wykonywana praca zawodowa mają jednak bardziej pragmatyczny charakter?

A.I. – Moja droga edukacyjno-zawodowa rzeczywiście potoczyła się jednak nie w stronę artystyczną, a w zupełnie przeciwną, to jednak nie spowodowało, żeby nie rozwijać dalej swoich pasji, jak również dalszego kształcenia się już w zakresie artystycznym.

GL – Czym więc obecnie zajmuje się Pani w sferze artystycznej działalności?

A.I. – Przez ostatnie lata tworzyłam bardzo dużo różnych rzeczy – od lalek terapeutycznych, do których bardzo bym chciała wrócić po dłuższej przerwie, różnego rodzaju dioramy, makiety, kubki malowane mandalą, miedziane drzewka, różne przedmioty tworzone od podstaw, jak na przykład miotła Nimbus 2000 czy Tiara Przydziału z książek o przygodach Harry’ego Pottera, malunki akwarelowe, malunki akrylowe, ręcznie tworzone instrumenty z materiałów, które nas otaczają i są łatwo dostępne, metamorfozy domków dla lalek, przerabianie różnych przedmiotów czy tworzenie lalek OOAK – One Of A Kind – tutaj już bardziej puszczam wodze fantazji i tworzę lalki nie z tego świata. Poza tym, jesteśmy (całą rodziną) cosplayerami – uwielbiamy się przebierać na coroczny fantastyczny konwent Pyrkon i raz do roku możemy być postaciami z bajek, filmów czy książek! Moja osobowość artystyczna, to po prostu kreatywny mix!

GL – Czy sztuką można się dzielić z innymi?

A.I. – Oczywiście. Dużo tworzonych przeze mnie przedmiotów przekazuję na cele charytatywne czy szkolne festyny. To daje mi niesamowitą radość – bo to takie dwa w jednym – ja czuję radość z tworzenia, a przy okazji „robi się dobro wokół”.

GL – Jest Pani znana jako artystka przetwarzająca stare, zniszczone lalki. Co w nich jest szczególnego,  że zasługują na drugie życie? 

A.I. – Moja przygoda z lalkami rozpoczęła się w 2015 roku, kiedy przeglądając strony internetowe, natknęłam się na artykuł o australijskiej twórczyni Sonii Singh z „Tree Change Dolls”. Sądziłam, że jest jedną z pierwszych w tej dziedzinie, ale okazało się, że na świecie jest wiele osób tworzących lalki OOAK – One Of A Kind – Jedyne w Swoim Rodzaju. Stwierdziłam, że też chcę spróbować!

GL – Lalki w Pani wykonaniu zyskują szczególną funkcję – terapeutyczną. Na czym ten proces polega?

A.I. – Pewnego dnia dostałam prośbę od mamy dziewczynki, będącej przed operacją serca, o stworzenie lalki z blizną na klatce piersiowej. Taką, jaką niebawem będzie miała jej córeczka – takim sposobem powstała pierwsza lalka z niepełnosprawnością – tzw. Sercowa Panienka. Po pokazaniu lalki szerszej publiczności, wszystko zaczęło nabierać tempa, a ja sama dostawałam po kilkadziesiąt wiadomości z prośbami o zrobienie lalek. Nie tylko dla samych dzieci, ale także dla terapeutów, psychologów etc. Wiem też, że niektóre dzieci mimo upływu lat nadal mają je gdzieś w swoich pokojach w specjalnym i wyjątkowym miejscu.

Odkryłam również, jak wielką moc sprawczą mają te lalki. Zrozumiałam, że sam proces tworzenia lalki i ustalanie wszystkiego razem z rodzicami powoduje, że dla nich to też była pewnego rodzaju terapia. Często zdarzało się, że była to niespodzianka dla dziecka, a niekiedy dzieci uczestniczyły razem z rodzicem w jej tworzeniu.

Dostawałam bardzo dużo wiadomości od osób, które na co dzień zawodowo pracowały z dziećmi ze szczególnymi potrzebami, na przykład psychologów czy fizjoterapeutów, ale także osób pracujących naukowo, jak socjolodzy czy wykładowcy na uczelniach – wszyscy pisali, że te lalki są potrzebne. Moje lalki nie miały stygmatyzować danej choroby, ale normalizować ją, a przede wszystkim wspierać w ciężkich chwilach. Na przestrzeni czasu zrobiłam lalki przedstawiające różnego rodzaju choroby – przykładowo z aparatami słuchowymi, implantami, różnego rodzaju bliznami, rozszczepami podniebienia, z inhalatorem, chorych na mukowiscydozę, posiadających stomię czy epidermolysis bullosa, czyli pęcherzowe oddzielanie się naskórka. Najlepszą zapłatą, jaką mogłam dostać (lalki były robione za darmo), to zdjęcia i relacje rodziców. Dostawałam informacje, że dzieciaki jeździły z lalkami po prostu wszędzie – do szpitali, lekarzy, czy na wakacje i zakupy! Pokazywało to, że między dzieckiem a lalką wytwarzała się niesamowita więź. Dzieci widząc swoje lalki, mówiły np. „O, ta lalka ma takie same ortezy, jak ja!” albo: „Mamo, zobacz ta laleczka ma takie same okulary, jak ja” – to tylko pokazuje, że ich mini-lalkowe wersje były dla nich wyjątkowe i po prostu potrzebne.

GL – Sztuka w Pani życiu stała się czymś więcej niż pasją. Dzieli się Pani tworzonymi przez siebie przedmiotami,  ale także wiedzą o tym, jak sztuka może pomagać nam w chorobie czy cierpieniu? W jaki sposób realizuje Pani to zadanie?

A.I. – Aby połączyć dwa światy, które kocham – czyli sztukę i chęć pomagania innym, postanowiłam zrobić o krok dalej i rozpocząć studia na kierunku arteterapia prowadzone na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu. To ogromne możliwości wsparcia wszystkich, którzy tego potrzebują. Moim marzeniem jest wspieranie osób w spektrum autyzmu i ADHD. Arteterapia pokazuje, jak ważne w życiu jest twórcze działanie, jak sztuka i tworzenie jest wyzwalające i dające niesamowite narzędzia pracy oraz nieograniczone możliwości.

GL –  Działa Pani na wielu polach realizując pasje i marzenia. Jak udaje się to połączyć z codziennością, obowiązkami rodzinnymi?

A.I. – W swoim życiu, jako kobieta występuję w kilku rolach: jestem matką, żoną, aktywną zawodowo i oczywiście – artystką.  Połączenie tego wszystkiego w jedną całość sprawia, że czuję się spełniona tu i teraz. Każda z ról daje mi bardzo dużo satysfakcji, ale to często ciężka praca, która nie zawsze jest kolorowa i usłana różami. Staram się jednak patrzeć pozytywnie na wszystko, co mnie otacza i kierować się tym, żebym w każdej z tych roli była po prostu dobrym człowiekiem dla innych i dla siebie samej.

GL –  Jakie warunki, Pani zdaniem,  trzeba spełniać, aby zajmować się sztuką? 

A.I. – Każdy może w sztukę! Nie trzeba mieć absolutnie talentu, aby czuć pozytywne korzyści z obcowania ze sztuką i z jej tworzenia. Nie liczy się wyłącznie sam wytwór, ale przede wszystkim sam proces tworzenia.

Sztuka czy tworzenie – pozwala wyrażać siebie, daje upust emocjom, łagodzi stres życia codziennego, pozwala na pewnego rodzaju odskocznię, możliwość zatopienia się trochę we własnym świecie.

Materiał opracowała  Aleksandra Radziszewska

Makieta ruin zamku – praca Ani Ignatów fot. Łukasz Bogacz z BoogArt Photography
Rysunek Ani Ignatów fot. Ania Ignatów
Lalka w aranżacji Ani Ignatów fot. Ania Ignatów
Lalki, którym Ania Ignatów dała drugie życie fot. Ania Ignatów
Pani Ania Ignatów ze swoimi lalkami fot. Zb. Ani Ignatów

Redakcja GL

Gazeta Lubońska - niezależne pismo i portal mieszkańców Lubonia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *