Od 2008 roku na czele Ochotniczej Straży Pożarnej w Luboniu stoi Pan Marek Maciejewski, pełniący funkcję prezesa OSP. Z okazji Dnia Strażaka, czyli świętego Floriana patrona strażaków, zapytaliśmy, jakim zadaniom i trudnościom stawia czoła współczesna straż ochotnicza.
GL: Każda akcja strażaków to działanie zespołowe, bo tylko zgrana, sprawnie działająca drużyna jest skuteczna i gwarantuje szybką reakcję na zagrożenie. Jak w każdej drużynie i tu musi być dowódca, czyli komendant, ktoś, kto dowodzi zespołem i koordynuje jego działanie. Który z komendantów lubońskiej OSP najbardziej zapisał się w historii lubońskiej OSP?
Marek Maciejewski: Myślę, że każdy kto kierował jednostką, wniósł dużo dobrego dla działalności OSP. Samo to, iż jednostka ma już prawie 100 lat, świadczy o dużym zaangażowaniu kierowników jednostek. Najbardziej w historii chyba zapisał się Zenon Twardowski, który był prezesem oraz Komendantem Gminnym przez 40 lat. To za jego kadencji rozbudowano strażnicę do obecnych rozmiarów, pozyskano pierwszy nowy pojazd ratowniczo-gaśniczy.
GL: Dodajmy, że Zenon Twardowski był członkiem OSP od 1948 roku, a w latach 1969-2008 pełnił funkcję Prezesa OSP Luboń. Wśród wielu odznaczeń i tytułów, którymi został uhonorowany w swej 62-letniej strażackiej służbie, warto wspomnieć medal Zasłużony dla Miasta Lubonia i tytuł Honorowego Obywatela naszego miasta. Tablica upamiętniająca Zenona Twardowskiego znajduje się na skwerku koło budynku OSP Luboń.
GL: Ze wspomnień o przeszłości przejdźmy teraz do teraźniejszości. Gdyby zechciał Pan przybliżyć naszym Czytelnikom zasady funkcjonowania dzisiejszej OSP w Luboniu – jaka jest jej obecna struktura?
M.M.: OSP jest stowarzyszeniem. Spośród swoich członków wybiera się zarząd jednostki, który kieruje jej działalnością. Zarząd wybiera prezesa, naczelnika, zastępcę naczelnika, skarbnika, sekretarza, kronikarza oraz członków zarządu. Obecnie stan liczebny OSP to 48 osób mogących brać bezpośredni udział w działaniach ratowniczych. Ponadto mamy 6 członków honorowych oraz 13 wspierających. Młodzież w tej chwili liczy 21 strażaków DDP i MDP (Dziecięce Drużyny Pożarnicze i Młodzieżowe Drużyny Pożarnicze).
GL: Czyli rosną następcy, kolejne pokolenie lubońskich strażaków. To cieszy, że młodzież wciąż jest zainteresowana taką formą działalności, która przecież wymaga wielkiego zaangażowania, bo stanowi zawsze dodatkową sferę działania oprócz głównej – zarobkowej. Strażak ochotnik musi łączyć swą służbę i pasję z pracą zawodową. W jaki sposób udaje się Państwu łączyć te dwie sfery działalności życiowej?
M.M.: Pomimo pracy zawodowej w wolnych chwilach udaje się to jakoś pogodzić. Pracuję jako kierowca w komunikacji podmiejskiej. Pracuję na zmiany, trafiają mi się także dni wolne i właśnie w tym czasie znajduję czas na działalność w OSP. Zdarza się niejednokrotnie, że prosto z akcji ja i moi koledzy idziemy od razu do pracy, ale nie każdy potrafi tak działać i funkcjonować.
GL: Zrozumiałe więc, że wymaga to ogromnej samodyscypliny, siły i odporności, zarówno fizycznej, jak i psychicznej, a także pełnej dyspozycyjności. Nie bez powodu mówi się o działalności strażackiej jako o służbie. Jak to wygląda w praktyce – czyli jak działa system powiadamiania strażaków o akcji?
M.M.: Informację o alarmie otrzymujemy ze Stanowiska Kierowania Komendanta Miejskiego w Poznaniu. To oni dysponują nas do zdarzeń. Wysyłają alarm do jednostki. My otrzymujemy informację o alarmie na telefony komórkowe i każdy, kto może, jedzie do strażnicy, przebiera się w ubranie specjalne i wyjeżdżamy do akcji. Oczywiście zdarzają się też sytuacje awaryjne, kiedy działamy na prośbę burmistrza lub zastępców.
GL: Niewątpliwie obecność OSP w naszym mieście jest zauważalna dla każdego mieszkańca. To nie tylko akcje gaśnicze, ale także udział w imprezach miejskich czy pokazy w ramach różnego rodzaju uroczystościach, jak np. Dni Lubonia czy szkolne festyny.
Lubońska OSP bierze udział w akcjach nie tylko na terenie naszego miasta. Zasadą działania straży pożarnej jest solidarna pomoc w sytuacjach, które wymagają większej ilości oddziałów na terenie całego kraju. Którą z akcji Pan zapamiętał najbardziej?
M.M.: Takim największym zdarzeniem był w roku 1992 pożar kompleksów leśnych w Kuźni Raciborskiej na początku mojej styczności ze strażą pożarną.
GL: Z kroniki OSP Luboń wiemy, że pożar lasu w nadleśnictwie Rudy Raciborskie udało się ugasić dopiero cztery dni później, a jego dogaszanie trwało do 12 września. Zniszczenia na terenie nadleśnictw: Rudy Raciborskie, Rudziniec i Kędzierzyn-Koźle miały cechy klęski ekologicznej. Żywioł pochłonął trzy ofiary ludzkie – dwie z nich to strażacy. Spłonęło 15 wozów gaśniczych 26 motopomp. Rozgrzany popiół pogorzeliska zniszczył 70 km węży strażackich.
GL: Udział straży pożarnej w różnego rodzaju katastrofach – pożarach, powodziach czy innych – wiąże się dużą presją psychiczną, poczuciem odpowiedzialności za ludzkie życie czy mienie, często dorobek całego życia. Jaki jest Pana sposób na radzenie sobie z takimi obciążeniami?
M.M.: Staram się nie wracać pamięcią do odbytych zdarzeń, gdyż wiadomo, iż każda nasza interwencja wiąże się z jakimś skutkiem mniejszym lub większym dla osoby poszkodowanej w zdarzeniu, a w szczególności przykre jest, jak są osoby poszkodowane, a wśród nich dzieci. Zawsze chcę, aby tych zdarzeń było jak najmniej.
GL: Rozumiem, że to strategia wypracowana przez lata służby. Jest Pan strażakiem z dużym doświadczeniem i praktyką. A jakie były Pana początki w służbie? Jak przebiegała ścieżka kariery?
M.M.: Już jako dziecko interesowałem się strażą pożarną. Jeszcze jako uczeń SP2, jak była taka możliwość, przyglądaliśmy się działalności OSP w Luboniu. W wieku 12 lat wstąpiłem do MDP. Tam brałem udział w różnego rodzaju zawodach strażackich, obozach, ćwiczeniach itp. Później wstąpiłem do drużyny seniorów. W 1990 roku odbywałem Zasadniczą Służbę Wojskową. W kwietniu. Od lipca 1992 roku po wyjściu z wojska podjąłem pracę w Zawodowej Straży Pożarnej. Tam też odbywałem wszystkie szkolenia strażackie, które pozwalały mi uczestniczyć w działaniach ratowniczych. Ukończyłem szkolenie podstawowe, Szkołę Podoficerską w Bydgoszczy oraz szkolenie na operatora sprzętu do pracy na wysokości – drabiny mechaniczne i podnośniki. Posiadam uprawnienia do obsługi wszystkich drabin mechanicznych Magirusa. W wolnym czasie prowadzę działalność w OSP w Luboniu.
GL: Nie mamy więc wątpliwości, że lubońska OSP jest w najlepszych rękach, a doświadczenie strażackie komendanta to gwarancja pełnego profesjonalizmu. Mieszkańcy Lubonia mogą spać spokojnie. Czy łatwo jest łączyć pracę zawodową z działalnością w straży ochotniczej? Jakie są Pana doświadczenia w tym zakresie?
M.M.: Rocznie uczestniczę w około 200 zdarzeniach, które obsługuje nasza jednostka. W sumie rocznie obsługujemy około 400 zdarzeń, czyli można łatwo przeliczyć, ile wolnego czasu poświęcamy na pomoc drugiej osobie. Praca w straży jest pasją. Z każdej udanej interwencji odnosimy satysfakcję, że mogliśmy komuś bezinteresownie nieść pomoc.
GL: A jak udaje się łączyć życie rodzinne z udziałem w tak licznych akcjach?
M.M.: Bywa, że nie jest łatwo. Więc tym bardziej dziękujemy w tym miejscu swoim Rodzinom za wsparcie, gdyż każdy nasz wyjazd wiąże się z jakimś niebezpieczeństwem. Nigdy nie wiemy, co zastaniemy na miejscu akcji, z jakimi trudnościami musimy się zmierzyć. Każde wsparcie z ich strony tylko nas wzmacnia i mobilizuje do niesienia pomocy innym.
GL: Dziękuję za rozmowę i życzę wytrwałości w tej trudnej, ale jakże potrzebnej służbie.
Materiał opracowała Aleksandra Radziszewska