Od lat związany z Luboniem poeta – Sergiusz Adam Myszograj powrócił z Międzynarodowego Festiwalu Poezji w Ekwadorze, który odbył się od 13 do 17 listopada. Teraz na naszych łamach dzieli się wrażeniami i będzie to kontynuował w kolejnych numerach „GL”.
W sobotę, 11 listopada, dokładnie o 17.45 samolot LOT-u uruchomił swoje potężne silniki odrzutowe na lotnisku w Warszawie.
Nic nie zapowiadało tego, co się miało wydarzyć w najbliższych dniach, bo póki co wiadome było tylko jedno, mianowicie cel -– Międzynarodowy Festiwal Poezji w Guayaquil w Ekwadorze.
Przelatując nad stolicą, w czasie gdy ociężały samolot powoli wznosił się ku górze, przez małe okienko zdążyłem jeszcze tylko zobaczyć, jak masy ludzkich głów świętują na ulicach rocznicę odzyskania niepodległości.
Ja też miałem już swoją wolność, wolność jakże inną, podniebną, niebezpieczną, ponętną, wyczekiwaną.
Wolność świadomą ze wszelkimi jej konsekwencjami.
Jeśli jednak bagaż osobisty, spakowane książki i wiersze były zmaterializowaną konsekwencją tego, co robię i czym żyję – postanowiłem brnąć w to dalej i dalej, i wyżej, i wyżej…
Pierwszy cel podróży – Nowy Jork.
cdn.
Sergiusz Myszograj
Notowany
Wielkie wahadło słońca – przeniosło mnie
na drugą stronę.
Wyrzuciło mnie za horyzont –
zmarzłem trochę nad oceanem.
Tak bym się objął teraz
do twoich kolan.
Tutaj ludzie nie mają cieni –
a jeśli mają to cienie są
bardzo krótkie.
Jako jedyny idę uparcie w ko(lor)baltowym płaszczu –
w kieszeniach dwieście dolarów i mały nóż –
nie wzbudzam podejrzeń.
Gdy wrócę kiedyś do Ciebie obiecuję pozmywam te naczynia i jeszcze raz przemaluję łazienkę,
w kranach pewnie
znów nie masz wody.
Linie papilarne moich dłoni – powoli zmywają się jednak z twoich bioder – wiem…
Sergiusz Myszograj