Strona główna / Aktualności / “Skoro jesteśmy na tym świecie, korzystajmy z niego, ile możemy”

“Skoro jesteśmy na tym świecie, korzystajmy z niego, ile możemy”

Drogi Czytelniku! Przedstawiam Ci Kasię Tomczak – 34-letnią kobietę, która w życiu spróbowała już wielu aktywności: jeździ na rowerze, pływa kajakiem, wspina się w skałkach, żegluje, jeździła na nartach, chodzi po górach… Ma za sobą nawet skok ze spadochronem! Może nie byłoby w tym nic tak bardzo zadziwiającego, gdyby nie to, że Kasia… urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym.

Kasia Tomczak

Kasia miała być gościem Radia MPL na początku marca. Jednak sytuacja rozwijającej się szybko pandemii spowodowała, że nasze spotkanie z konieczności przesunęło się w czasie. Pomyślałam jednak, że możemy porozmawiać inaczej… Ten wywiad powstał – jak przystało na czasy izolacji – na odległość. Wymieniałyśmy się mailami pełnymi coraz to nowych informacji, rozmawiałyśmy głównie pisząc do siebie. W ten sposób udało się spisać kilka myśli, którymi chcę się podzielić

Mimo swoich ograniczeń nigdy nie zrezygnowała z życia. Jest przykładem dla mnie i wielu osób, udowadnia, że jeśli się tylko chce i bardzo do czegoś dąży – można to osiągnąć. A przede wszystkim – jest moim Przyjacielem, od wielu lat mam możliwość dzielenia z nią wielu jej pasji, spędziłyśmy razem mnóstwo czasu i – szczerze mówiąc – nie wyobrażam sobie życia bez niej, jak również – nie wyobrażam sobie piękniejszej przyjaźni niż nasza. Zapraszam do lektury – a jak tylko okoliczności pozwolą, Kasia z pewnością przyjedzie do radia. Wówczas będzie można poznać ją bliżej – warto!

M.M.: Jak wspominasz swoje dzieciństwo? Co dawało Ci wówczas siłę, a co było najtrudniejsze?

K.T.: Swoje dzieciństwo wspominam bardzo wesoło. Mieszkałam – i nadal mieszkam w niedużym mieście, na osiedlu, gdzie zawsze było pełno dzieciaków, gwarno i ja – jedna Kasia, która zawszę “szła” za innymi dziećmi. Śmieję się mówiąc, że szłam, bo tak naprawdę pełzałam na czworakach i krzyczałam do innych dzieci: “poczekajcie!”. Kiedy byłam mała, nie widziałam i nie zdawałam sobie sprawy z tego, że się jakoś różnię od innych. Potem rodzice kupili mi balkonik i mogłam już poruszać się przy jego pomocy. A jeszcze później tato zrobił mi pierwszy rower trójkołowy Zrobił go ze zwykłego roweru, pamiętam jak się cieszyłam, że będę miała rower jak wszystkie dzieci w okolicy. Kiedy wyjechałam nim na osiedle to był szał, wszyscy chcieli się przejechać 🙂 Zaliczyłam kilka wywrotek, ale miałam rower, pierwszy własny rower. To było coś! Taki rower mam zresztą do dziś, już nie ten sam, ale on pozwala mi na swobodne przemieszczanie się, daje samodzielność i zapewnia sporą dawkę ruchu. A przy okazji takie przejażdżki rowerowe to zawsze fajna przygoda.

Jeśli chodzi o te trudniejsze momenty, na pewno jednym z nich był wyjazd moich dwóch przyjaciółek, Ewy i Marty, z naszego miasta. Rozjechały się po świecie, powychodziły za mąż, a ja zostałam sama w małym miasteczku i nagle skończyły się wyjścia do kina, na lody, wspólne spacery. To był bardzo trudny czas dla mnie. Na szczęście, nasza przyjaźń przetrwała i teraz nadal mamy ze sobą kontakt.

Trudne okresy to także szkoła i toczenie bojów o to, by udowodnić innym, że moja głowa pracuje normalnie, a tylko “obudowa” jest nie taka jak u innych 🙂 Ale dzięki uporowi mojej mamy i mojej pracy udało mi się skończyć gimnazjum i nawet dostałam się do liceum – ale potem było już coraz trudniej, spalałam się przy tym emocjonalnie, więc odpuściłam. Po prostu czasami koszty są zbyt duże i nie trzeba dążyć do celu za wszelką cenę.

A skąd biorę siły? Wsparcie zawsze miałam w rodzinie – dla nich byłam i jestem normalna, rodzice traktowali mnie zawsze tak samo jak inne swoje córki, nigdy nikt nie dał mi odczuć, że jestem niepełnosprawna. Rodzina to wielka siła.

M.M.: Jesteś ciekawa świata, ludzi, wydaje się, że nigdy się nie zatrzymujesz. Skąd bierzesz energię do działania?

K.T.: Tak, to prawda – jestem ciekawa świata. Lubię szalone rzeczy, adrenalinę, emocje, lubię, kiedy dzieje się coś ciekawego, życie jest wtedy intensywne a ja czuję, że żyję.
A energia bierze się właśnie z takich działań – robisz jedną szaloną rzecz i masz ochotę na kolejne I dzięki na przykład wyjazdom na żagle czy rajd rowerowy po Mazurach zyskuję energię, to mi daje wielką radość z życia. Nigdy mnie nie cieszyły obozy spokojne, zwyczajne, z typową terapią zajęciową. Nie mówię, że są złe, tam też dzieje się wiele pożytecznych rzeczy – one są po prostu nie dla mnie. Ja czuję, że żyję, kiedy jestem w skałkach i mogę się wspinać, pływam kajakiem, jeżdżę konno, robię rzeczy, które wcześniej mi się nie śniły – ale jeśli już pojawi się jakaś myśl o czymś kolejnym, można być pewnym, że to zrealizuję. Po prostu nie odpuszczam tak łatwo 🙂 Podsumowując – jedno działanie daje mi siłę do następnego, wiarę w siebie i to, że można w życiu robić wiele szalonych rzeczy.

Kasia Tomczak - wspinaczka

M.M.: Który z Twoich “szalonych” pomysłów wspominasz jako najpiękniejszy?

K.T.: Wspomnień jest wiele. Ale chyba takie najpiękniejsze to coroczny Bieg na Tak w Poznaniu. Dzięki mojej przyjaciółce Marcie pobiegłyśmy razem, to była kolejna rzecz, której nigdy wcześniej nie robiłam. Marta biegała wtedy bardzo dużo i ten start to była też możliwość dzielenia z nią jej pasji. Było pięknie 🙂 Od tamtego biegu startujemy w Biegu Na Tak co roku i zawsze jest to ogromne, radosne przeżycie. Pamiętam, że po tym pierwszym biegu zrobiło się o mnie trochę głośno – w naszej lokalnej gazecie powstał artykuł o niepełnosprawnej dziewczynie, która przebiegła 1500 metrów (bo taki był nasz dystans). Były gratulacje, trochę sławy 🙂 Ale udało się zarazić parę osób, które razem z nami startują teraz co roku.

Kasia Tomczak i Marta Mrowińska - na mecie

Z Biegiem Na Tak wiąże się też jedno z piękniejszych dla mnie wspomnień. Któregoś roku na profilu Stowarzyszenia Na Tak udostępniono konkurs organizowany przez jeden z ośrodków rehabilitacyjno-wypoczynkowych w Górach Świętokrzyskich. Trzeba było napisać w komentarzu, z kim chciałoby się spędzić tam weekend i dlaczego. Marta zamieściła wtedy swoją wypowiedź z uzasadnieniem, że ten weekend chciałaby spędzić ze mną… Okazało się, że – wygrała! I tym sposobem spędziłyśmy cudowne dwa dni w górach. Korzystałyśmy z dobrodziejstw ośrodka, był basen, park linowy, spacery… Ale najbardziej szalonym pomysłem był wypad na Łysicę. Ruszyłyśmy zaraz po śniadaniu, pogoda nam dopisywała, miałyśmy też sporo czasu, więc szłyśmy bez pospiechu. I tak weszłam na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich! Długo nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam, dopiero po zejściu na dół dotarło do mnie, że zdobyłam ten szczyt… To był jeden z piękniejszych momentów w realizacji szalonych pomysłów.

Kasia Tomczak - w górach

M.M.: Jak radzisz sobie z pokonywaniem własnych ograniczeń?

K.T.: Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Jestem świadoma mych ograniczeń i myślę, że dość realnie patrzę na siebie. Często żartuję sobie sama z siebie – na przykład z mojej niewyraźnej mowy, chwiejnego chodu, w ogóle z niepełnosprawności. Taki dystans do siebie bardzo pomaga. Choć nie ukrywam, że z drugiej strony jestem dość wrażliwa i bardzo wszystko przeżywam, ale na szczęście mam wokół siebie ludzi, którzy mnie wspierają. Jest jeszcze jedna ważna rzecz: myślę, że z jednej strony, trzeba być świadomym swoich ograniczeń, ale z drugiej – nie poddawać się i nie skazywać od razu na niepowodzenie. Nie myślę, że mi się nie uda, bo jestem niepełnosprawna. Myślę raczej, co zrobić, kogo zaangażować, żeby mój kolejny pomysł mógł zostać zrealizowany. I zwykle się udaje 🙂

M.M.: Co poradziłabyś osobom, które wątpią w swoje możliwości i nie mają odwagi, by zrobić pierwszy krok w kierunku realizacji marzeń?

K.T.: Że skoro tu jesteśmy na tym święcie to mamy z niego korzystać na tyle ile możemy.

Kasia Tomczak i Marta Mrowińska - w górach

M.M.: O czym marzysz teraz? Co będzie następnym celem do zrealizowania?

K.T.: Teraz tak najbardziej marzę o wyjedzie z przyjaciółmi. Mamy takie czasy, że nie widzieliśmy się już bardzo długo, zatem nie jest ważne gdzie, chciałabym po prostu wyjechać i spędzić z nimi trochę czasu. Trudno planować czy myśleć o czymś więcej
w obecnej sytuacji. A na bardziej szalone pomysły przyjdzie jeszcze czas.

M.M.: Życzę Ci zatem spełnienia tych i wszystkich innych marzeń. Bardzo dziękuję za rozmowę.

(rozmawiała: Marta Mrowińska)

Redakcja GL

Gazeta Lubońska - niezależne pismo i portal mieszkańców Lubonia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *