Strona główna / Aktualności / Prawie Kamienni Jubilaci

Prawie Kamienni Jubilaci

Pomimo różnych kolei losu miłość lubonian – państwa Felicji i Ryszarda Brychów trwa już ponad 69 lat, a przyczyniły się do tego: silne uczucie, wspólne zainteresowania, priorytety i ideały, a przede wszystkim chęć kroczenia razem przez życie i wzajemna akceptacja.

Poznali się w dzieciństwie mieszkając po sąsiedzku na górczyńskich działkach. Byli rówieśnikami, od samego początku odczuwali do siebie sympatię. W wieku 16 lat brali udział w spotkaniu jasełkowym, ich uczucie dojrzewało wraz z nimi, a koleżeństwo i przyjaźń przekształciły się z czasem w gorącą miłość, która trwa do dziś. W dniu Wszystkich Świętych 1953 r., w spontaniczny sposób Ryszard oświadczył się Felicji i prosząc ją o rękę oznajmił, że robi to za przyzwoleniem rodziców. Jednocześnie wyznał swojej wybrance, że bez niej nie może żyć. Po przyjętych oświadczynach, włożył na jej palec pierścionek z czerwonym oczkiem. Po kilku miesiącach narzeczeństwa, 19 lipca 1954 r. pojechali z pętli górczyńskiej tramwajem nr 5 do ślubu cywilnego, który się odbył w Wadze na Starym Rynku. Pamiętam – wspomina pani Felicja – jak po uroczystości mama przyjęła nas i świadków domowym ciastem i kawą. Naszą decyzję o ślubie przyspieszył „nakaz pracy”, który otrzymałam po ukończeniu średniej szkoły pedagogicznej i na jego mocy miałam wyjechać do Żagania na Ziemiach Odzyskanych (przerażonej perspektywą wyjazdu w nieznane dziewczynie doradzono żartem w Wydziale Oświaty, że jeżeli chce pozostać w domu, to musi natychmiast wyjść za mąż – narzeczeni podjęli wtedy szybką decyzję…). Po niespełna miesiącu, 14 sierpnia stanęli przed ołtarzem górczyńskiego kościoła pw. Świętego Krzyża przy ówczesnym Placu Zbawiciela. Panna młoda miała pożyczoną suknię, a ubranie panu młodemu uszyła matka. Kameralne wesele wyprawili rodzice, natomiast oni bez pieniędzy i perspektyw na przyszłość byli w sobie zakochani i wierzyli we wspólną przyszłość. Początkowo na krótko zamieszkali w domu rodzinnym panny młodej na Górczynie.

Ryszard Stanisław Brych

Przyszedł na świat 21 marca 1934 r. w Poznaniu (ojciec Stanisław ur. 1901 r. w Poznaniu, matka Marta z d. Walkowiak ur. 1903 r. pod Gostyniem). Dziadkowie Ryszarda, rok po przyjściu jego ojca na świat wyemigrowali „za chlebem” do Berlina. Wrócili do Poznania po 31 latach przebywania na obczyźnie – w 1933 r. Ryszard miał dwóch młodszych braci: Romana i Jarosława. Po ukończeniu szkoły podstawowej kształcił się w zawodzie sztukatora, a po jego zdobyciu pracował m.in. przy zdobieniu kościoła ojców dominikanów w Poznaniu. Ozdabiał też sztukateriami Pałac Kultury w Warszawie. Po ślubie poszedł do wojska, służył w Kostrzynie nad Odrą oraz w podpoznańskim Biedrusku. W tym czasie ukończył szkołę podoficerską. Chcąc odwiedzić trzymiesięczną córkę – Lidię „skombinował” nieoficjalnie przepustkę i 28 czerwca 1956 r. odwiedził żonę mieszkającą wówczas w Krzyszkowie pod Rokietnicą. Wybrali się z córką na spacer do Poznania. W tym dniu – jak wspomina – w mieście nie funkcjonowała komunikacja, nie jeździły tramwaje, ani autobusy. W tej dziwnej atmosferze dotarliśmy pieszo na Święty Marcin. Tam od napotkanych przypadkowo znajomych dowiedzieli się, że rozpoczął się protest poznańskich robotników. Pchając wózek z dzieckiem, idąc w tłumie, dotarli pod Dom Partii. Widząc co się dzieje przebywający nielegalnie na przepustce żołnierz Ryszard Brych w obawie przed wyjściem na jaw jego oddalenia się z jednostki, a w konsekwencji grożącym mu Sądem Wojskowym czym prędzej wrócił autostopem do koszar w Biedrusku. Następnego dnia z rozkazu dowódcy powrócił do Poznania z innymi żołnierzami – czołgiem. Po powrocie z wojska chcąc częściej przebywać z rodziną zrezygnował ze sztukatorstwa, które wiązało się z częstymi wyjazdami. Początkowo prowadził sklep GS w Kicinie, następnie podjął pracę w Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Czerwonaku jako kierownik Skupu Zbóż i Surowców Wtórnych, gdzie pracował do emerytury, na którą przeszedł w 1999 r. Od tamtej chwili więcej czasu poświęca rodzinie.

Felicja Zofia Brych

Przyszła na świat 16 maja 1934 r. w Kościanie (ojciec Feliks Michalak pochodził z Dortmundu w Westfalii, matka Genowefa z d. Wachowska przyszła na świat w Berlinie). Dziadek Felicji ze strony matki pracował jako ogrodnik na głównym cmentarzu w Berlinie. Po zakończeniu I wojny światowej rodzina wróciła do Polski i zamieszkała w Kościanie. W 1933 r. Genowefa i Feliks pobrali się, a rok później przyszła na świat Felicja. W domu, w którym mieszkaliśmy, rodzice prowadzili sklep spożywczo-przemysłowy – wspomina Jubilatka – i powodziło się im dobrze. Przed wojną urodziły się jeszcze dwie moje siostry: o rok ode mnie młodsza – Elżbieta i po dwóch latach Lucyna. W czasie okupacji Niemcy wyrzucili całą rodzinę z domu i sklepu. Na otarcie łez pozostawili dziewczynkom słój z landrynkami pochodzący ze sklepu rodziców. Musieli sobie znaleźć inne mieszkanie w Kościanie, w którym przetrwali do końca wojny (w międzyczasie przyszły na świat następne dwie siostry Felicji: Bożena, ur. w 1942 r. i Janina w 1945 r.). Szkołę podstawową Felicja ukończyła w Czarnkowie, natomiast w roku 1948 jako czternastoletnia dziewczyna, z rodzicami i czterema młodszymi siostrami przeprowadziła się do domku na górczyńskich działkach w Poznaniu. Będąc najstarszą z rodzeństwa musiała pomagać matce i dopiero po dwóch latach (w tym samym roku urodziła się piąta jej siostra – Barbara) podjęła naukę w liceum pedagogicznym, gdzie po czteroletnim kształceniu zdała egzamin dojrzałości, do którego przystąpiła w starej, taftowej sukni matki uszytej w przeszłości na bal. Pierwszą pracę podjęła w szkole podstawowej w Krzyszkowie pod Rokietnicą, w której budynku otrzymała służbowy, nauczycielski pokój bez prądu i wody. W 1956 r. urodziła córkę – Lidię, niestety, początkowo musiała się opiekować nią sama, ponieważ mąż w tym czasie odbywał służbę wojskową. Sześć tygodni po porodzie pani Felicja wróciła do pracy w szkole i wspomina ten etap życia jako trudny (była sama z małą córką, w małym zimnym mieszkaniu, gdzie zimą zamarzał atrament). Ponieważ jej mąż po powrocie z wojska znalazł pracę w Czerwonaku, przenieśli się do pobliskiego Kicina, gdzie podjęła pracę w tamtejszej szkole. Wkrótce, w 1961 r. urodził się im syn – Krzysztof. Dziesięć lat później diamentowi Jubilaci oddali służbowe mieszkanie i uzyskali z Wydziału Oświaty kredyt na wkład do spółdzielni mieszkaniowej. Ich wybór nowego miejsca zamieszkania padł na Luboń i zamieszkali w „Luboniance” najpierw przy ul. Żabikowskiej 62 B (dwa lata), a następnie na tym samym osiedlu w bloku nr  54, gdzie mieszkają do dziś. Od roku 1971 pani Felicja pracowała jako nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 3. Miałem w tym czasie przyjemność być jednym z jej uczniów i pamiętam uczestnictwo w prowadzonych przez tego lubianego przez nas pedagoga zajęciach. Ceniliśmy jej cierpliwość, wyrozumiałość i dla nas uczniów dobroć – zawsze miała dla nas czas, nawet poza lekcjami. Pracując w Trójce, za swoje osiągnięcia otrzymała Nagrodę Ministra Oświaty III stopnia oraz Złoty Krzyż Zasługi. W roku ogłoszenia stanu wojennego (1981) przeszła na emeryturę. Znajduje spełnienie dla swoich pasji życiowych, do których należą przede wszystkim fotografia, działania plastyczne i pomoc drugiemu człowiekowi. Od prawie czterdziestu lat zajmuje się radiestezją i jasnowidztwem (doskonaliła swoje umiejętności u mistrza Jana Kasińskiego z Poznania). Swoje naturalne predyspozycje i umiejętności odkryła już we wczesnej młodości, jednak dopiero jako dojrzała kobieta nauczyła się je wykorzystywać.

Recepta na szczęście

Już za rok Kamienni Jubilaci zawsze uważali, że najlepszą receptą na szczęśliwe pożycie małżeńskie są: wspólne zainteresowania, wspieranie jeden drugiego zwłaszcza w trudnych chwilach, życie w rodzinie i wspólna praca dla innych ludzi. Wychowali dwoje dzieci i mają troje wnucząt i jedna prawnuczkę – Amelię. Córka Lidia (matka Wojciecha) ukończyła Akademię Muzyczną w Poznaniu, natomiast syn Krzysztof (ojciec Joanny i Aleksandra) jest artystą. Gra na wielu instrumentach m.in. na: akordeonie, dudach hiszpańskich, flażoletach (rodzaj fletów), harmonijkach ustnych, saksofonie oraz instrumentach klawiszowych. Jest absolwentem SP 3, w dzieciństwie zwiedził Europę występując w chórze chłopięcym profesora Stefana Stuligrosza. Przez kilka lat zdobywał także muzyczne doświadczenie w Skandynawii. W lipcu Jubilaci obchodzili 69. rocznicę ślubu i są prawdopodobnie lubonianami z najdłuższym stażem małżeńskim. Z optymizmem patrzą w przyszłość i cieszą się każdym dniem, a radością dzielą się z najbliższymi ich sercom.

Szanownym Państwu Brychom składamy najserdeczniejsze życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności oraz bycia razem przez wiele następnych lat, przeżywając następne jubileusze.

Paweł Wolniewicz

 

Foto. Paweł Wolniewicz i Zb. Felicji Brych

Paweł Wolniewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *