Słotny, szary i ponury koniec listopada, dookoła szaleje pandemia, dni krótkie, a wieczory długie – miło spotkać się w radosnym gronie znajomych i powróżyć sobie matrymonialną przyszłość, lejąc gorący wosk do miski z wodą, najlepiej przez dziurkę od klucza. A potem przy świetle świec oglądać na ścianie fantastyczne cienie i kształty odlanych figur. I już tylko nasza wyobraźnia podpowiada, co może znaczyć ta woskowa wróżba.
Święty Andrzej wróży szczęście i szybkie zamęście – mówi ludowe przysłowie. Andrzejkowe obyczaje obecne są w polskiej tradycji już od kilku stuleci (najstarsze wzmianki na ten temat pochodzą z XVI wieku), choć związane są z kultem świętego Andrzeja patrona Szkocji, Grecji i Rosji, a więc niekoniecznie nawiązują do naszego rodzimego panteonu świętych. Jednak zakorzeniły się i trwają w mocno zlaicyzowanej formule, służąc li tylko beztroskiej i niezobowiązującej zabawie i uciesze maluczkich. Niegdyś były doskonałą okazją do zabawy przed zbliżającym się adwentem, dziś bywają atrakcją towarzyskich spotkań organizowanych 29 listopada czyli w wigilię świętego Andrzeja.
I choć obyczaje andrzejkowe silnie nawiązują do wróżbiarstwa i magii, nie budzą sprzeciwu ani oburzenia Kościoła katolickiego, tak jak to jest w przypadku Halloween. A więc lejmy wosk, bawmy się naszą wyobraźnią, osładzajmy sobie jesienne wieczory ludową tradycją.
I na przekór pogodzie pamiętajmy, że gdy w Andrzeja deszcz lub słota, w grudniu drogi bez błota – i tego się trzymajmy.
Aleksandra Radziszewska