Pomysł pójścia na pielgrzymkę był w mojej głowie od dobrych paru lat. Mimo to, co roku wypadały różne tematy, które skutecznie uniemożliwiały jego realizację. Pojawiały się też myśli, że nie dam rady przejść tylu kilometrów i zrezygnuję w połowie. Z perspektywy czasu widzę, że były one mocno przesadzone i niepotrzebne.
Na tegoroczną pielgrzymkę z grupą BUK zaprosiła mnie koleżanka, kiedy temat wypłynął na jednym z naszych wspólnotowych spotkań w Duszpasterstwie Postakademickim Winiary, do którego dołączyłem pod koniec ubiegłego roku. Uznałem wtedy, że jak nie teraz, to już pewnie nigdy. Argumentem za był fakt, że znałem dobrze ks. Jana Cieślaka, przewodnika grupy BUK, będącego jednocześnie duszpasterzem całego Duszpasterstwa Winiary.
Finalnie do grupy dołączyłem piątego dnia w miejscowości Garki, gdzie zostałem ugoszczony przez wspaniałą Panią sołtys z rodziną. Pierwszego dnia marszu niestety nabawiłem się sporych odcisków, z którymi walczyłem już do samego końca. Później tłumaczyłem sobie, że bez tego mogłoby być po prostu za łatwo. Sam pielgrzymkowy szlak to sporo czasu na przemyślenia, codzienną modlitwę, różne ciekawe konferencje, świadectwa wiary i nieustępliwości w dążeniu do celu, które bardzo pomagały skupić się na Bogu.
Kolejną ważną kwestią na pielgrzymce jest poczucie wspólnoty. Poznałem tam wiele osób w różnym wieku, na różnych etapach życia, z przeróżnymi intencjami, których w normalnym życiu bym nie spotkał. Jedną z rzeczy niepowtarzalnych, których nie doświadczyłem wcześniej, było uczucie odcięcia się od wszelkich doczesnych myśli, z którymi człowiek na co dzień się zmaga, możliwość spojrzenia na nie z zupełnie innej, duchowej perspektywy. Dni, mimo że miały zawsze podobny plan, nie zlewały się, a myślę, że każdy z uczestników je czuł i liczył do finału.
Wątpliwości co do mojego uczestnictwa występowały przez cały okres pielgrzymkowej wędrówki aż do finałowego dnia – wejścia na Jasną Górę, któremu towarzyszyły spore wrażenia. Radosne śpiewy, tańce, modlitwa krzyżem na wałach, poczucie osiągnięcia trudnego celu i wizyta w kaplicy z obrazem Matki Bożej Częstochowskiej powaliły mnie z nóg. Emocje były przeogromne, a radość i wzruszenie – nie do opisania. Po mszy wieńczącej pielgrzymkę nastał moment wspólnego pożegnania i wymiany kontaktów, który trwał w mediach społecznościowych jeszcze kilka dni.
Czas spędzony na pielgrzymce uważam za jedyny w swoim rodzaju – każdy powinien to przeżyć chociaż raz. Bardzo się z tego cieszę, że udało mi się dołączyć akurat do najlepszej grupy – grupy BUK!
Mikołaj Zbanyszek