Kultura europejska wyrosła na dwóch fundamentach – antyku grecko-rzymskim i judaistycznej starożytności – oba te kręgi kulturowe były na wskroś patriarchalne, tzn. dominującą i kulturotwórczą rolę odgrywali mężczyźni.
Chrześcijaństwo, które od średniowiecza na długie, kolejne wieki historii nowożytnej zdominowało model cywilizacji europejskiej, tylko taki podział ról przypieczętowało i utrwaliło. Ale też to samo chrześcijaństwo przyniosło niezwykły w swej sile kult Maryi, jako świętego wzorca Matki, uosobienia caritas, czyli miłości doskonale czystej, duchowej, pełnej miłosierdzia i teologicznej głębi.
Z kolei kultura rycerska, powstała w tymże samym średniowieczu, wykreowała model kobiety – Damy Serca, do której rycerz smętnie wzdychał, spełniał jej życzenia, zdobywał względy swymi wojennymi czynami, a trubadurowie opiewali w swych pieśniach. Damą rycerskiego serca mogła (i raczej powinna) być kobieta zamężna, zazwyczaj starsza i wyżej postawiona w hierarchii społecznej. Relacja ta miała zasadniczo platoniczny charakter i polegała na ostentacyjnie publicznej adoracji wybranki i, co najważniejsze i z dzisiejszej perspektywy najbardziej zdumiewające, realizowała się całkowicie poza instytucją małżeństwa.
Zarówno religijny kult Matki Boskiej, jak i świecki wzorzec Damy Serca były wizerunkami kobiety idealnej. Stały się kulturową rekompensatą wciąż podrzędnej roli kobiet w realnym świecie. Aż do wieku XIX, w którym oczywiście pieśni trubadurów dawno już nie wybrzmiewały, a kobiety nabrały śmiałości, aby zawalczyć o swe prawa. Zapragnęły pokazać, że nie są jedynie kulturowymi ikonami Matki i Żony oddanej (czytaj podporządkowanej) męskiej części świata. Chciały mieć prawa wyborcze, czyli mieć także wpływ na życie polityczne, społeczne, chciały mieć prawo do wykształcenia, możliwość wstępowania na wyższe uczelnie (drogę utorowała im Maria Skłodowska-Curie), zapragnęły swoim intelektem i talentem kształtować, zmieniać świat. Żeby te i inne prawa zdobyć, musiały zacząć walkę, wyjść na ulice i demonstrować. Awangardą tych przemian stały się sufrażystki, których aktywność przypada na początek XX wieku. Przemawiały one jednym głosem z coraz liczniejszą rzeszą kobiet-robotnic, pracujących w tysiącach fabryk mocno już uprzemysłowionej Europy i Ameryki Północnej.
I to właśnie z tego nurtu narodził się Dzień Kobiet, ustanowiony w 1910 roku jako wsparcie dla idei równości kobiet. W socjalistycznej Polsce po II wojnie światowej stał się świętem niezwykle popularnym, każdego roku 8 marca obdarowywano kobiety goździkiem, a czasem i parą rajstop do tego. Świętowano w zakładach pracy, szkołach i prywatnie. W formule tego święta kobieta doceniana była za wszystko to, co mężczyzn nadal nie dotyczyło – wychowywanie dzieci, prowadzenie domu, pielęgnowanie ogniska domowego.
Dzisiaj, kiedy doświadczenia PRL-u mamy dawno za sobą, różnie wspominamy ten czas. Dla niektórych wszystko, co trąci PRL-em, powinno przejść do lamusa. I rzeczywiście ostatnimi laty dynamika tego święta mocno osłabła. Może jednak warto pamiętać, skąd się ono wzięło, że wcale nie jest symbolem wyjątkowej roli kobiet w społeczeństwie tylko niedostatecznej ich równości i wolności. Współczesne kobiety nie chcą być ikonami, nie chcą być romantycznym „puchem marnym” – chcą być szanowane w zwyczajnym, codziennym życiu – w domu, pracy i szkole.
Więc może jednak: „Za zdrowie Pań, za zdrowie!”
Aleksandra Radziszewska